Były czasy, kiedy tabernaculum z Ciałem Chrystusa znajdowało się w centrum ołtarza.
Odprawiający Mszę Świętą kapłan był zwrócony w stronę Boga Najwyższego, w stronę Nieskończoności.
Pierwszy wśród nas, jeden z nas.

czwartek, 23 kwietnia 2015

Belzebub w nerwach

Do mnie, dzieci Wdowy!
Gewałt!


Kto zajrzał na blog Władysławy z 30 marca i dowiedział się, że "Baba ściga arcybiskupa, czyli jak skonstruować młot na Kościół" (Z frontu walki z reakcją (191)), z pewnością skojarzył jej "raport" z faktami. A potem odetchnął, kiedy przemyski sąd oddalił skargę "feministki Jelenin na arcybiskupa Michalaka" i nie dopuścił do totalnej kompromitacji wymiaru sprawiedliwości. 

Jest kilka przyczyn niezwykłej aktywizacji pracowników Belzebuba, rozproszonych po wszelkich światowych instytucjach. Po latach harówki na wysokich szczeblach rzymskokatolickiej drabiny, po latach wielkich i małych ustępstw ze strony kolejnych sterników Nawy, Belzebub, zapewne nie bez zaskoczenia odkrył, że nie tylko przechowały się kościelne enklawy, nie wyprane do czysta z Ewangelii, ale również, że korba postępu zaczyna napotykać opór.
A tyle było sukcesów: odwieczną Mszę świętą zastąpiono mszą "siad-wstań-siad-jak-ta-baba-czyta", ustawiono celebranta tyłem do ołtarza intuicyjnie związanego z bożą obecnością, wyrzucono resztki integrującej Kościół łaciny, usunięto śpiew gregoriański na rzecz piosenek country, upowszechniono homilię, czyli usypiającą powtórkę ze świeżo odczytanej ewangelii, oraz nakazano księdzu siedzieć i słuchać jak kolejne czytania są masakrowane przez osoby z łapanki (w konsekwencji czego Apostoł Narodów prezentuje czasem swój list do Tesaloniczan głosikiem kastrata i bawi zebranych niedopiętą spódnicą). 
I na tym nie koniec - lista wyczynów kościelnego obozu postępu zygzakuje przez tańce liturgiczne aż po manualne przekazywanie sobie "znaku pokoju" (potu i brodawek), co wprowadza w stan paniki ludzi alergicznych na macanie bez powodu.

Jeśli niektóre z wymienionych zjawisk nie są jeszcze w Polsce tak częste jak na Zachodzie, to proszę nie mieć złudzeń - są już zapakowane i przewiązane wstążeczkami w pięcio- i sześcioramienne gwiazdki.

W miarę wyludniania się świątyń, nałożono na katolików obowiązek znoszenia ekumenizmu uprawianego z krzesełka ustawionego w jednej linii ze stołkami pogaństwa, oraz konieczność brania udziału w bezowocnych dialogach, dniach i tygodniach różnych religii nie tylko katolicyzmowi wrogich, ale wrogich coraz bardziej. Ustalono przy okazji, że za zabójstwo Chrystusa odpowiadają Rzymianie i że żydów nie należy nawracać. Pozostaje czekać na oficjalne zastąpienie czterech Ewangelii przez jakąś EPP (Ewangelię Papieży Posoborowych).

I oto teraz, gdy "rząd światowy" jął wiązać wielkie nadzieje z papieżem Franciszkiem, coś zaczęło w trybach jego spychacza zgrzytać. A przecież koncepcja najnowszej kampanii wydawała się znakomita. Oto przy użyciu wewnętrznej piątej kolumny powiązano ze sobą dwie rzeczy - pod konieczną refleksję nad sytuacją katolików, którym nie powiodło się małżeństwo, podpięto diabelski pomysł importu do sakramentalnego życia Kościoła praktykujących sodomitów. Inaczej mówiąc, podjęto prace nad zrównaniem pozycji rodzin z podejrzanie pachnącymi kwiatuszkami z tęczowej łąki pomyłek Natury. Przypomnę, że w czasach wolności słowa, w odniesieniu do tego kwiecia używano terminu "zboczeńcy".



Tymczasem stała się rzecz nieoczekiwana - wobec niezbyt jasnej postawy papieża Franciszka, wielu purpuratów zatrzęsło się, a w grupie najgłośniej krzyczącej non possumus! znalazła się istotna część hierarchów polskich. Mniejsza w tym momencie o to, czy wylewają oni z kąpielą i zatwardziałych dewiantów i ofiary małżeńskiego fiaska, ale fakt rewolty jest teraz nerwowo analizowany w obozie wrogów człowieka.  

Gdyby Belzebub był głową państwa jednoczącego wszystkich miłośników rozkładu, wypowiedziałby katolikom wojnę, a co najmniej rozdarłby się przeciwko nim z trybuny ONZ. Sytuacja byłaby jasna. Tymczasem jego perfidne oddziały, rozproszone i często niewidoczne, prowadzą z człowiekiem zarówno jawną walkę fizyczną, jak i więcej czy mniej dyskretny Kulturkampf w polityce, nauce i mediach.

Przyjrzyjmy się paru ostatnim konwulsjom, ilustrującym tytułowy stan nerwów Demona.

Tak się składa, że w sensie instytucjonalnym Kościół demokratyczny nie jest, a Papież nie musi się tłumaczyć przed jakąkolwiek partią. Prawnym życiem Kościoła rządzi Kodeks Prawa Kanonicznego, a nie wystawione w stronę Watykanu dwa palce roznosicieli postępu, z braku sukcesów chorych czasem na wrzody żołądka.





Historia ks. Lemańskiego jest ogólnie znana. Roma locuta, causa finita! Księżulo do Canossy albo do cywila! Basta! 
Trzeba mieć w tej sytuacji sieczkę w głowie, żeby w lewicującym żurnalu La Repubblicawystawić na światło dzienne "list otwarty do papieża Franciszka z apelem o interwencję" w sprawie księdza, który, jak mniemam, przez pomyłkę wstąpił do seminarium duchownego zamiast od razu zostać posłem PO.
 

Na pośmiewisko wystawił się duet Jarosław Mikołajewski i Adam Michnik. Drugiego nie trzeba przedstawiać, a pierwszego nie warto (bardziej znany i tak już nie będzie). 















Jeszcze po kaczce puszczonej przez Michnika i Mikołajewskiego nie zniknęły na medialnej wodzie zmarszczki, a już z inicjatywą zbiórki pieniędzy dla duchownego wystrzelił prof. Andrzej Jaczewski, seksuolog i 25 letni autor felietonów na temat "Kultury seksualnej" w Gazecie Wyborczej. Niestety, strzał wypadł słabo, bo kula ledwie z lufy wylazła, a już spadła. Głównie z powodu braku potrzeby takiej zbiórki.

Jakże mogłoby w gronie skarżypytów zabraknąć Joanny Senyszyn? 
Nie powiem, abym była amatorką osoby i stylu kardynała Dziwisza, ale z nim przynajmniej dałoby się pogawędzić bez wstrętu. Zdaniem subtelnej w mowie i uczynkach teologicznej eskpertki, podczas Drogi Krzyżowej homilia powinna skupiać się na męce Chrystusa, a w rzeczywistości kazania często są "o d... Maryni".Właścicielce najpiękniejszego głosu IV RP chodziło zwłaszcza o kazanie kard. Dziwisza w Kalwarii Zebrzydowskiej.

Joanna Senyszym nie jest wśród feministek jedyną ekspertką w zakresie teologii katolickiej. Daleko jej do takiej specjalistki jak Magdalena Środa, znana m.in. jako "profesor nadzwyczajny". Według niej (wywiad w tyg. Wprost) nie tylko "biskupi kłamią, oszukują, są pyszni i mało wykształceni", ale również "Jezus z całą pewnością nie zabraniał zapłodnienia in vitro i nie kazał głosować na PiS". Kiedy, jak nie w tym momencie, mogłabym z całym moim "pralniczym" autorytetem zapewnić Magdalenę Środę, że Jezus nie zabraniał również latać samolotem i posiadać laptopa. Madame - tu zwracam się do niej bezpośrednio - upoważniam panią do cytowania tej ostatniej rewelacji bez potrzeby podawania źródła w postaci niniejszego blogu. I niech Odwieczna Materia ma panią w swojej opiece. 

Nie mógł nie wetknąć do rosnącego na zaKwasie antykatolickiego ciasta swojej delikatnej łapki Biedroń Robert, świeżo wybrany na prezydenta Słupska, miasta znanego nie tylko z "domków". Nie wiem, czy sam wlazł na krzesło, ale tak czy inaczej portret Jana Pawła II zniknął i pewnie łażą teraz po nim pająki.  
No i zobaczymy, bo jak Robcio Bogu, tak Bóg Robciowi - jak głosi stare przysłowie kubańskie.

Na koniec wspomnę o dwóch wyczynach zagranicznych - jednym tragicznym, a drugim komicznym.

Wyjątkowo małą dozę zakłamania wobec chrześcijan objawili muzułmanie w trakcie przedostawania się z Libii do Włoch. Niewątpliwie z powodu ich niewłaściwej religii, wrzucili do Morza Śródziemnego dwunastkę chrześcijan, a ta się od tego skutecznie utopiła. Oprawcy są pod kluczem, ale z pewnością są już zapewniani, że postępowa Europa zagwarantuje im najlepszych adwokatów, media - zrozumienie i współczucie, a minister sprawiedliwości - dietę halal,telewizję w celi, oraz przyszłą redukcję kary co najmniej o połowę.

Wyczyn komiczny, ciągnący się od trzech miesięcy, możemy zaś zawdzięczać prezydentowi Franciszkowi Hollande, który uparł się zainstalować w Watykanie geja jako nowego ambasadora. Laurent Stefanini jest znany jako notoryczny homoseksualista, a prezydent Hollande jako, powiedziałabym, notoryczny prezydent. Sprawa ma charakter cienkiej prowokacji i mam nadzieję, że papież Franciszek zachowa się jak Papież Kościoła Katolickiego. Podobno 18 kwietnia Franciszek przyjął upartego kandydata prywatnie, ale o czym mówili nie mam pojęcia, bo nic nie wyciekło.

Co powiedziawszy, przyznaję sobie prawo do nadziei, bo nadzieja nie tylko umiera ostatnia, ale też manifestuje czasem objawy powrotu do zdrowia. 

p.