Były czasy, kiedy tabernaculum z Ciałem Chrystusa znajdowało się w centrum ołtarza.
Odprawiający Mszę Świętą kapłan był zwrócony w stronę Boga Najwyższego, w stronę Nieskończoności.
Pierwszy wśród nas, jeden z nas.

poniedziałek, 8 lutego 2010

Zakonne feministki. Salwatorianie: "Mam talent - mogę zostać świętym!"


Gala "Proboszcz roku"
(1) Ciekawy artykuł: Józef Majewski "Zakonnic kłopoty z doktryną" (Tygodnik Powszechny, 29 kwiecień 2009)


Nadzieja, że "Kościoła kłopoty z zakonnicami" (USA) zostały od tego czasu rozwiązane jest prawdopodobnie płonna; byłoby mi jednak bardzo przykro, gdyby te kłopoty rozwiązały się same – z braku zakonnic.
Dynamika powołań jest następująca:
W ostatniej dekadzie amerykańskie zakony żeńskie borykają się z kryzysem powołań i tożsamości. Jeszcze w 1965 r. było ich 175 tys., w 2000 r. – 80 tys., dziś – 68 tys., przy czym średnia wieku sióstr wynosi 65 lat.

Jak pisze dalej Majewski, "Tym, co przede wszystkim spędza sen z powiek LCWR, jest poszukiwanie nowej formuły życia zakonnego i duchowości zakonnej."
A wcześniej:
"Konferencja Kierownictwa Zakonów Żeńskich powstała w 1956 r. Dziś liczy ponad 1500 członkiń, które reprezentują 95 proc. wszystkich zakonnic w USA. Zakonnice spod znaku LCWR nie noszą habitów (nie należy ich mylić jednak z tzw. zgromadzeniami bezhabitowymi), ponieważ stronią od tradycyjnej duchowości zakonnej."
A teraz niech łaskawy Czytelnik nastawi uszu i nie zniechęci się długością cytatu (podkreślenia moje – p.):
Wśród wykładów wygłoszonych podczas spotkań LCWR w ostatnich latach – w kontekście decyzji KNW – na czoło wysuwa się wystąpienie dominikanki Laurie Brink, biblistki z Catholic Theological Union w Chicago. Jego treść zrobiłaby mocne wrażenie, jak sądzę, nawet na niejednym katolickim progresiście, a co dopiero na KNW.

S. Brink przedstawiła cztery główne modele żeńskiego życia zakonnego w USA czy też kierunki, w jakich – jej zdaniem – ono zmierza. W pierwszym modelu: "umieranie z godnością i wdziękiem" – raczej nie widzi się już nadziei dla zakonów. Drugi: "zgoda na oczekiwania innych" – tu kobiety, zgodnie z wolą władz kościelnych, wracają na tradycyjną drogę zakonną (to jedyne amerykańskie zgromadzenia, w których rośnie liczba powołań). Trzeci: "wędrówka w Nowej Ziemi, jeszcze nieznanej". Czwarty: "pojednanie w imię misji": powołaniem zakonnic jest działalność na rzecz pojednania w świecie i Kościele, "najpierw – powiedziała s. Brink – z naszym hierarchicznym Kościołem, od którego doświadczamy nadużyć, opresji, lekceważenia i dominacji".
Czytelnik obecny, jeszcze nie zniechęcony? – Niech więc przełknie i to:
Szczególną uwagę przykuwa model trzeci. Część zakonnic – mówiła s. Brink – kieruje się "poza Kościół, nawet poza Jezusa" – wspólnota tego rodzaju "już dłużej nie jest kościelna. Rozrasta się poza granice religii instytucjonalnej". Dla tych kobiet "narracja Jezusa nie jest jedyną czy najważniejszą. One wciąż trwają przy wartościach Ewangelii i je czczą, lecz również uznają, że te same wartości są właściwe nie tylko chrześcijaństwu. (...) Jezus nie jest jedynym Synem Bożym. Zbawienie nie ogranicza się do chrześcijan. Mądrość [Boża] znajduje się w tradycjach Kościoła, ale też poza nim". Wniosek: przedstawicielki tego modelu "z pewnością są kobietami religijnymi [religious women], ale już dłużej nie są kobietami zakonnymi [women religious, »zakonnicami«] zgodnie z definicją przyjmowaną w Kościele rzymskokatolickim".

No cóż pierwszym odruchem – prawdopodobnie nie do przyjęcia – byłoby rozpędzenie na cztery wiatry tej "kupy bab", którym wszystko się myli i zaczęcie wszystkiego od nowa (proszę zwrócić uwagę na podany wyżej fakt, że jedyne amerykańskie zgromadzenia, w których rośnie liczba powołań, to te, które "wracają na tradycyjną drogę zakonną").

Pierwszy odruch – zawsze szczery – nie zawsze jest do przyjęcia.
Jestem bardzo ciekawa drugiego i następnych.
Ciekawa i niespokojna.


(2) Niech na całym świecie wojna. Byle polska wieś zaciszna. Byle polska wieś spokojna. (Wyspiański - "Wesele").
Oto, co w najlepszym razie słyszę, ilekroć objawię przerażenie lub choćby niepokój w sprawach współczesnego Kościoła Katolickiego, a kościoła w Polsce w szczególności.
W najgorszym razie zaś, muszę przywdziewać pancerz - tak drapią rożnego rodzaju, jak mówi mój krewki przyjaciel Maurycy, "święte megiery" (obu płci, zresztą).

Tym razem nie chcę rozwijać wątku stricte kościelnego. Chcę tylko przytoczyć jedną z możliwych reakcji na fakt, że niejaka "Gazeta Wyborcza" ma powód, aby chichotać: "Spada liczba powołań kapłańskich i zakonnych. Do zakonnych postulatów i nowicjatów w ub. roku zgłosiło się 653 młodych mężczyzn, a przed dwoma laty było ich 797".

Ta "jedna z możliwych" reakcja jest następująca, cyt. GW (Onet):
Zamiast "Rekolekcje powołaniowe 2010" salwatorianie proponują: "Mam talent - mogę zostać świętym!" i zapraszają na ferie uczniów.
Mam nadzieję, że żaden z kandydatów nie zapyta "A ile płacicie?" oraz pewność, że wśród salwatorian talentów nie braknie. Od co najmniej jednego pokolenia.

p.