.
.
"Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą", powiada stare przysłowie, a kto nie trzyma głowy pod poduszką, widzi jak od nowa gorączki dostały i jęły skakać na Kościół Katolicki pewne kozy. Mniej więcej od czasu, jak Benedykt XVI otworzył okna w kościelnej rekwizytorni i nakazał wyciągnięcie na światło wartości, upychanych tam od kilkudziesięciu lat przez tych swoich poprzedników, którzy, zasłuchani w śpiew masońskiej Lorelei albo zapatrzeni w światło własnej latarki, przestali uważać na skały. Arki wprawdzie nie zatopili, ale narazili ją na manewry budzące na jednym brzegu radość, a na drugim szyderstwo.
Jeśli wierzyć mediom, nerwowe kozy są nieskazitelnie białe i dobrze utrzymane.
A schowany w cieniu cap dyrygent - jeszcze bielszy i jeszcze cnotliwszy.
Jakkolwiek cała akcja, wobec mądrej reakcji głowy Kościoła, pali na panewce, a liczne głośniki są dyskretnie demontowane, to czas nadchodzi, aby nie tylko następcę Świętego Piotra poprzeć silniej niż kiedykolwiek, ale również postawić pytanie, czy dzisiejszy Kościół pochyłe drzewo przypomina, a jeśli nie w całości - to czy aby niektórych gałęzi zbyt nisko nie opuścił, a na innych nie pozwolił instalować gniazd ptakom roznoszącym zarazę.
Trzy miesiące temu, na forum Stanisława Michalkiewicza, miała miejsce krótka wymiana zdań między kitowiczem a Gardienem.
kitowicz:
Żydzi ganią Papieża za kanonizację Piusa XII,Gardien:
myśliciele nowocześni za kanonizację JP2.
Oba skrzydła trzepocą w idealnej koordynacji.
(...)
Benedykt XVI, przejął odradzający się Kościół,
wzmocniony zewnętrznie w skutek powrotu do korzeni, misji.
Słabnący w środku, przez krytykę tradycjonalistów uważających,
że zbawienie osiąga się po łacinie.
Pan chce być neutralnie sprawiedliwy i szuka złotego środka. Intencję rozumiem, ale tego rodzaju podejście gwarantuje danie "Kapuśniak peruwiański z kwasem solnym i bitą śmietaną".Znający moje pisanie Czytelnik łatwo odgadnie, że przy całym szacunku dla mądrego Pana kitowicza, całkowicie zgadzam się z Gardienem (prawie co do litery, i to nie tylko ze względu na fakt, … że nie zawsze pisuję pod pseudonimem "praczka" ).
Nie podrwiwam, tylko daję wyraz irytacji.
Benedykt XVI przyjął Kościół
- użerający się po sądach z ofiarami pedofilów w koloratkach (gdzie te sutanny, orłów, sokołów, bażantów?!),
- z różowymi balecikami w amerykańskich seminariach,
- z pier...lniętymi siostrami zakonnymi, odrzucającymi we wstępnej selekcji kandydatów do tych seminariów (bo zbyt maryjni lub kolanowo-pobożni),
- z mętlikiem w ekumenicznych głowach wiernych, nie wiedzących za jaką religię się łapać,
- z wprawnymi turystami religijnymi, szukającymi głębi w charyzmatycznym bełkocie, etc. etc.
Nie czynię bilansu rządów JPII, bo w tej wersji byłby skandalicznie krzywdzący. Chcę tylko pokazać, że tak się ten Kościół "odradzał", że gdyby nie został zatrzymany, to za 20 lat, po śmierci ostatnich babć, kościelny wracałby z jedną, własną monetą na tacy.
Jak może Pan pisać, że "tradycjonaliści uważają, że zbawienie osiąga się po łacinie", podczas gdy dla tradycjonalistów łacina jest tylko jednym z elementów dających Kościołowi spójność geograficzną i historyczną. I wyraz estetyczny. I misterium, którego publiczność "siada-wstaje-mówi-siada-nie posiedzi-wstaje-mówi" nie zna, bo skąd, bo jak ?!
Niech Pan skwituje moją wypowiedź, jak Pan chce - wściekłe dewotki czekają, a ja tylko dorzuciłem obiekcję i nie mam ochoty na przyglądanie się, jak pracują ich łopaty."
Gardien wymienia "mętlik w ekumenicznych głowach wiernych, nie wiedzących za jaką religię się łapać". Znakomicie zajął się wychodzącym poza chrześcijańskie ramy ekumenizmem Stanisław Michalkiewicz, w swoim felietonie "Żołnierze przeciw ekumeniakom" (tyg."Najwyższy Czas!" z 2 kwietnia 2010).
Nie potrafię oprzeć się pokusie, żeby nie podać, w formie przynęty, kilku cytatów:
"Nawiasem mówiąc, trudno zgadnąć, z kim właściwie ten „dialog” się toczy, kto konkretnie przemawia w imieniu „judaizmu”. W Kościele katolickim sytuacja jest jasna: Roma locuta, causa finita. A w judaizmie? Przecież co rabin to „judaizm”. W tej sytuacji jest oczywiste, że ten cały „dialog” sprowadza się do mizdrzenia się salonowych ekumeniaków, którzy skaczą przed Żydami z gałęzi na gałąź. Ale mniejsza o to, bo nadchodzi Wielkanoc, a wraz z nią – najtrudniejszy moment dla „dialogu z judaizmem”, cokolwiek by on nie oznaczał. Chodzi oczywiście o fragment Ewangelii św. Mateusza opowiadający, jak to żołnierze pilnujący grobu Jezusa zameldowali arcykapłanom i starszym ludu, co się tam wydarzyło, zaś tamci – „po naradzie” - więc początkowo się wahali – przekupili żołnierzy by puścili w świat wersję o wykradzeniu zwłok i obiecali, że „pomówią” z namiestnikiem, czyli Piłatem, żeby nie karał ich za spanie na warcie. Z tego fragmentu Ewangelii wyraźnie wynika, że o ile przedtem można jeszcze zakładać dobrą wiarę u arcykapłanów i starszych ludu, to OD TEJ PORY judaizm wygląda na zwyczajny i świadomy PRZEKRĘT – chyba, że koloryzował św. Mateusz. Ale czyż Kościół katolicki może dopuścić możliwość, że któryś z ewangelistów koloryzował, zwłaszcza w takiej sprawie? Jasne, że nie może. No to jak z tego wybrnąć, jak głosić Ewangelię o Zmartwychwstaniu, a jednocześnie ekumenicznie pić Żydom z dzióbków na eleganckich sympozjonach?
Z pomocą przychodzą krętacze, zwani dla niepoznaki teologami."Wiara bywa ślepa, ale gdyby chociaż mogła za każdym razem przenosić góry...
(...)
"Czy przypadkiem nie te ekumeniczne sofizmata miał na myśli św. Paweł, jeszcze w głębokiej starożytności przestrzegając, że „gdyby Chrystus nie zmartwychwstał – próżna byłaby nasza wiara”? Skoro w samym Kościele katolickim podważany jest historyczny charakter Zmartwychwstania, to nic dziwnego, że na Zachodzie pustoszeją kościoły. U nas wygląda to lepiej, bo jeszcze w czasach saskich w „laikacie” ugruntowała się dewocja obyczajowa („ukrajemy szyneczki, umaczamy w chrzanie; jakżeś dobrze uczynił, żeś zmartwychwstał, Panie”), podobnie, jak i po stronie przewielebnego duchowieństwa („Boga chwal, sztukę mięsa wal – ot, co jest!”), a do tego głęboka wiara nie jest koniecznie potrzebna. Zresztą – jaka tam „głęboka wiara” – jeśli jej przedmiotem miałyby być jakieś halucynacje uczniów – bo inaczej załamie się dialog z judaizmem? Gdy chrześcijaństwo podbijało Europę, wybitni ludzie Kościoła inaczej myśleli: „dla dobra przecież naszej wiary, dzięki której RÓŻNIMY SIĘ (podkr. SM) od pogan, Żydów i heretyków...”? – pisał w Liście V do papieża Bonifacego IV w początkach VII wieku św. Kolumban. Wcale nie chciał być taki sam, jak wszyscy. "
A chociażby jedną górę - żeby druga strona zabrała się za oczyszczenie Talmudu z bluźnierstw, które w trakcie dialogu jak robaki wiją się pod każdą jarmułką.
Nieuchronnie. I bez względu na urodę i wielkość stołu, zza którego strony dialogują.