Były czasy, kiedy tabernaculum z Ciałem Chrystusa znajdowało się w centrum ołtarza.
Odprawiający Mszę Świętą kapłan był zwrócony w stronę Boga Najwyższego, w stronę Nieskończoności.
Pierwszy wśród nas, jeden z nas.

wtorek, 18 maja 2010

Podkute buty i ślina

 
Kościół, Matka Nasza, aktów homoseksualnych wprawdzie nie akceptuje, ale, w dobroci swojej, samych sodomitów nie tylko traktuje z wyrozumieniem i współczuciem, ale nawet przygarnia na swoje łono. Pod warunkiem, że obiecają zatkać sobie uszy na te nieuchronne krzyki z wnętrza, które trudno przecedzić i umieścić w osobnych rubrykach "duch" i "ciało".

Powyższego zdania nie mogę puścić samopas.
(1) Użyłam rzeczownika "sodomici". Od kiedy jakiś organizm międzynarodowy w drodze głosowania zadekretował, że zamiłowanie do tej samej płci zboczeniem nie jest, pozostawiając zamiłowanie do zwierząt, trupów, bielizny i pożarów na boku, termin "zboczeniec" wydaje się w zastosowaniu niebezpieczny i zdolny zaprowadzić amatora do lochów. Pozostaje mi więc termin "sodomita", który ma źródło historyczne (biblijne) i nie powinien sprawiać żadnej przykrości kontynuatorom. Dodam, że terminu "gej" nie trawię, bo raz - że jest mylący, a dwa - że brzmi on mi jakoś lepko i obrzydliwie.

(2) Hardo i nietolerancyjnie oświadczam, że każdy kontakt z księdzem o widocznej orientacji homoseksualnej żadną przyjemnością dla mnie nie jest. Jakby nie wystarczyło, że w pewnych sprawach - ze względu na celibat - ksiądz sprawia wrażenie ślepego mówiącego o kolorach! Monopłciowe instytucje wewnątrzkościelne bądź prowadzone przez Kościół (seminaria, zakony, domy dziecka) również nie powinny być magazynami ze świeżym mięsem, i stąd - ostrożność odpowiedzialnych za Kościół będzie z pewnością rosnąć.
Jestem w tym momencie szorstka wobec najważniejszej z ludzkich instytucji - tej, która najpierw przez lata udawała, że patrzy gdzie indziej, a teraz, z przerażonych wiernych kupą, bardzo się dziwi poniesionym stratom moralnym i finansowym.
 
Mając teraz przed oczami własną mizerykordię, zerknijmy ciekawie, co nadchodzi z naprzeciwka. Oto ciekawy przykład, jeden z serii o wspólnej, jawnej lub ukrytej sprężynie.
 

 
Kiedy w lutym tego roku paryscy aktywiści homoseksualni ogłosili zamiar zorganizowania kiss-in przed Notre Dame, kontratak środowisk katolickich i patriotycznych sprawił, że prefektura policji zakazału "występów" przed katedrą. Towarzystwo zostało zmuszone do przeniesienia spektaklu w miejsce o charakterze neutralnym. Pewna liczba kochających inaczej postanowiła jednak wykonać przedstawienie przed katedrą, co napotkało opór ze strony kochających zwyczajnie. Przewidująca policja była na miejscu i - kto ciekawy - może sobie na przebieg wydarzeń popatrzeć tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=ERG-r7i1lT4&feature=player_embedded
 
Minęły trzy miesiący i żądza prowokacji zawibrowała w aktywistach lyońskich. Subwencjonowana (sic!) przez miasto organizacja "Lesbian and Gay Pride de Lyon" ogłosiła, że jej członkowie będą trzeć się i zapadać w siebie ustami przed katedrą Świętego Jana. Do kontraktaku przystąpiła reszta świata, złożona z prymasa Francji, kardynała Barbarin, i wszystkich, którym droga jest wiara, tradycja i normalność:

 W rezultacie przewidziane na sobotę kiss-in nie mogło się odbyć. "Lesbian and Gay Pride de Lyon" postanowiła w tej sytuacji nalepić na swoje niepowodzenie plaster w postaci nowego terminu - wodewil ma być odegrany dzisiaj, we wtorek 18 maja 2010 r., przed tą samą katedrą Świętego Jana, w porze wyjścia z wieczornej Mszy Świętej.


Zobaczymy, czy pomoże petycja "Riposte catholique", którą można ujrzeć na stronie tej znakomitej organizacji ludzi normalnych: http://www.riposte-catholique.fr/?cat=10

Pozostaje mieć nadzieję, że policyjny palec wskaże sodomitom jakąś inna łąkę.
 
Ale uwaga, oni maszerują.

Te zdjęcia są z innej zabawy, ale buty biją o bruk podobnie: